Blogi Muzeum Literatury
Hołownia i Prokop o wszystkim i…
Data dodania: 9 marca 2014

To nie jest zbiór przemyśleń medialnych gwiazd, ale odwołanie się do dawnego gatunku literackiego, zastosowanego w nowej konwencji, a co ważniejsze od teoretycznoliterackich ustaleń – to słowa nie będące tylko retoryką, słowa mogące zmienić coś w konkretnych ludziach, o czym zaświadczam.

Długo nie mogłem zabrać się do lektury tej książki. Lubię autorów i ich teksty, ale trudno było zacząć czytać zbiór najnowszych o zastanawiającym tytule Wszystko w porządku. Układamy sobie życie, z fotografią Autorów na okładce – wyluzowanych, w scenerii przypominającej obrazkowe zgadywanki „znajdź wśród dziesiątków rzeczy na obrazku białą świnkę”…

Okładka "Wszystko w porządku" Hołowni i Prokopa

Czy był to znak przesytu, czy sądzenie książki po okładce, która mogła skojarzyć się z przemyśleniami chwilowych gwiazd? Teraz, kiedy po kilku stronach dwugłos Hołowni i Prokopa wciągnął mnie nie mniej niż dzienniki Gombrowicza (w końcu – dwóch autorów, nie jeden), widzę, że być może całość była zamierzoną grą konwencjami. A może nie? Nie wiem. W jednej z recenzji książki, zamieszczonej w magazynie internetowym prowadzonym przez Szymona Hołownię, padło określenie „śmietnik”, obudowywane zresztą przez Recenzenta wielu komplementami. Mnie ta książka kojarzyła się raczej z zielnikiem, klaserem, albumem zdjęć, skrzynią na strychu – zbiorem o zupełnie innym charakterze, niż wcześniejsza rozmowa Hołowni i Prokopa Bóg, kasa i rock’n roll. Książką zresztą zahaczającą i o tamte tematy, ale od innej, jeszcze bardziej swobodnej, strony.

Niepokoił mnie jeszcze nowoczesny design – zarówno okładka, jak typografia wnętrza, z dwoma kolorami (pomarańczowy symbolizujący Hołownię, turkusowy Prokopa). Design ten – w połączeniu z konstrukcją książki, która ma przypominać wędrówkę po domach każdego z Autorów, od przedpokoju po siłownię – dla mnie był jakimś znakiem „hamuj”. Zwolnij. Zastanów się.  To dlatego, że tak długo się zastanawiałem, zwlekałem z rozpoczęciem lektury. Ale kiedy już zacząłem… to warto było. Zarówno czekać – jak czytać.

To nie są mądrości tego świata, które zdewaluują się już w kolejnej edycji „Mam talent”. To nie zbiory retorycznych popisów. Mam dziwne wrażenie, jakby dwójka dojrzałych mężczyzn tworzyła własne silva rerum.  Tak, to sylwa!…

Co jednak z tej satysfakcji teoretycznoliterackiej, kiedy udało się nadziać motyla na odpowiednią szpilkę? To książka warta przeczytania, z której dowiemy się wiele o czasach, w których żyjemy, a których czasem nie mamy czasu oglądać. Bo głównym motywem tej książki, która tylko w pierwszej (i drugiej…) chwili sprawia wrażenie luźnego zbioru jest obszar wyznaczany przez słowa „zwolnij”, „rozejrzyj się”, „zaparz herbaty” (pasjonujące dwie strony autorstwa Szymona Hołowni), „popatrz, gdzie jesteś”. To nie poradnik psychologiczny, wydający rozkazy. Nie trening naszych osobistych idoli. To spójne spojrzenie na świat dwóch ludzi, którzy postrzegani bywają jako „osoby znane do wynajęcia” (z humorem o konferansjerce do kotleta pisze Marcin Prokop). Na marginesie: bardzo przepraszam Autorów – ale nie mogę nie napisać o skojarzeniu z tą dojrzałością; autorzy jawią się trochę jak mężczyźni pogodni, choć nie rozchichotani – pogodzeni z życiem, akceptujący to, co było, i to, co będzie – podobni do, hm, dziadków. Nie w sensie ględzenia…

Dużo można tu znaleźć: autoironię, dystans, wiedzę o muzyce, świętych, i wielu innych sprawach. To książka warta przeczytania, pokazująca, że inteligencja jako warstwa społeczna wciąż jest obecna zarówno wśród autorów, jak czytelników, bo to do inteligentów (a nie „klasy średniej”) jest adresowana. Myślicie krytycznie, łapiecie ironię bez emotikonów, wiecie, że są sprawy ważne. Czytelniku, koniec lenistwa internetowej łopatologii, zacznij być znów inteligentem, jak niecałe dwadzieścia lat temu!


Dodaj komentarz:

Copyright © 2010-2014 Muzeum Literatury