Ferdydurke ukazała się w drugiej połowie października 1937 r. (datowana, z powodów handlowych, już na rok następny, 1938), co potwierdza Urzędowy wykaz druków wydanych w Rzeczypospolitej Polskiej. Druki zarejestrowane w Bibljotece Narodowej Józefa Piłsudskiego w Warszawie.
Czy jednak Ferdydurke dzisiaj żyje? I jakie to jest życie?…
W książce Ferdydurke. Biografia powieści dowodziłem tezy, że Gombrowicz wchodził w dialog z odbiorcą (ówczesnym) – i dialog ten wpłynął na tekst powieści, którą autor zmieniał pod wpływem recenzji i polemik, a także, „aktualizował” przed drugim polskim wydaniem pod koniec roku 1956, w zmienionym kontekście kulturowym. Tym samym ma to interesujące konsekwencje edytorskie (jak wydawać takie dzieło „w toku”?…); konsekwencje te opisywałem w książce.
Rocznica powstania Ferdydurke skłania jednak, jak sądzę, do innego pytania – czy Ferdydurke wciąż jest takim znakiem sprzeciwu, jakim była dla Gombrowicza, żywo dyskutującego ze swoim czasem? Czy nie jest dziś atrakcją tylko – przepraszam! – muzealną, archiwalną, szkolną, naukową?…
Gombrowicz uderzał w mity swojej epoki, nie oszczędzając nikogo. Nie był ani z lewicy, ani z prawicy – pokazywał śmieszność i ziemiańskiej „tradycji”, i inteligenckiej „nowoczesności”. Uderzał i w Słowackiego (którym sam w dzieciństwie miał być zauroczony) – i w Norwida. A przy okazji m.in. w socjalistów, czeladnika czytającego Marksa (to pozostało w wydaniu z 1956 r.!), i „nowoczesną pensjonarkę”.
Przy czytaniu Ferdydurke ważna jest wiedza o kontekście – dziś możemy czytać powieść uderzającą w Słowackiego – bez znajomości Słowackiego. Oczywiście – nie będzie to lektura pełna, wiele z ironii Gombrowicza nam umknie, zaczniemy jego samego zamieniać w „Słowackiego, który był wielki, bo wielki był”. To po pierwsze. Czy dzisiaj Ferdydurke nie zamieniła się w – nieczytanego – Słowackiego?…
Po drugie zaś – sens Ferdydurke polega na buncie wobec wszelkiej ideologii, tłumiącej człowieka, ideologii, której człowiek chce być niewolnikiem. To świetna książka o lęku przed wolnością, czytana kiedyś jako jedna z odtrutek na socrealizm, o czym pisał i Hłasko, i Lipski, i wielu innych. Ciekaw jestem, jak dzisiaj Gombrowicz zaktualizowałby swoją powieść: czy „Norwidem” w ręku Pimki nie uczyniłby siebie samego, pantoflem w ręku pensjonarki – Facebooka – co wykpiłby dzisiaj?…