Zmarł Janusz Odrowąż-Pieniążek. Trudno w to uwierzyć: dopiero co szedł do Pen-Clubu, wydał świetne wspomnienia („Błagam, tylko nie profesor!„). Był – i pozostanie – postacią wybitną, i prawdziwie żywą. Jestem pewien, że teraz wita się z wieloma znajomymi, a na jego stole będzie tyle papierów i książek, co w gabinecie w Muzeum, który zajmował przez kilkadziesiąt lat. Kiedy pierwszy raz odwiedziłem Muzeum, jako student IV czy V roku, by przeprowadzić kwerendę jednego z maszynopisów Pornografii Gombrowicza – moją pracę przerwała pani bibliotekarka (a może pan?), mówiąc, że dyrektor prosi… Do dzisiaj to pamiętam – poczucie, że ktoś tak ważny interesuje się, że jakiś anonimowy student siedzi nad jakąś edytorską robotą, i to nad Gombrowiczem. Mam wrażenie, że dane mi było – za krótko – zetknąć się z kimś wybitnym i ludzkim. Dzisiaj widzę Dyrektora jak postać z Pana Tadeusza. Ale był – i jest. Dziękuję, panie Dyrektorze.