Straszne państwo, w którym nawet szkolny podręcznik matematyki uczy nienawiści („dziewczynka jest łączniczką naszych oddziałów partyzanckich walczących z okupantem japońskim. Meldunki przenosi w koszyku, który ma pięć jabłek. Zatrzymuje ją japoński żołnierz i kradnie jej z koszyka dwa jabłka. Ile jabłek zostało w koszyku?”, itd., por. s. 143) i konieczności uwielbienia („ośmiu chłopców i dziewięć dziewczynek śpiewa pieśni na cześć Kim Ir Sena. Ile dzieci śpiewa te pieśni?’)… „Indoktrynacja zaczyna się już w tygodniowych żłobkach, do przedszkoli wprowadzono nauczanie ideologiczne”, pisze redaktor. Kim Ir Sen to autor kilkunastu książek, podobnie Kim Dzongil. Przy nich Stalin czy Mat Tse-tung to niemal małomówni liberałowie. Wszechogarniające opiekuńcze państwo dba nawet o to, aby w stolicy, kiedyś nazywanej w Polsce Phenianem, dziś Pjongjangiem, mieszkali jedynie najzdrowsi i najbardziej sprawdzeni politycznie obywatele. Co więcej, zapewni im nawet kilkunastopiętrowe bloki, w których jest nawet miejsce na windy (samych wind brak).
Korea Północna. Skansen realnego komunizmu. Urzeczywistniony Orwell (biada tym, którzy nie płaczą na pogrzebie Ukochanego Przywódcy!).
Wydawnictwo „Czarne” książkę o Korei Północnej wydało jeszcze przed śmiercią Kim Dzongila, ale opis zachowań ludzi podczas pogrzebu Kim Ir Sena pokazuje, że w tym totalitarnym państwie czas się zatrzymał.To opowieści uciekinierów, plastycznie przedstawione przez autorkę – ich losy bowiem się ze sobą splatają. Dla większej spójności i wiarygodności autorka bowiem przedstawia historie ludzi z jednego tylko z miejsc w Korei Północnej, z jednego z większych miast – Chongjinu niedaleko północnej granicy.
Jeden z bohaterów uświadomił sobie, że jego przyszłość zależała od tego, czy uda mu się zapłakać. Inna bohaterka, Mi-ran, przedszkolanka, obserwowała z niepokojem pięcioletnią dziewczynkę zanoszącą się od płaczu – bojąc się o nią. Tymczasem mała usłyszała od mamy, że jeżeli nie zapłacze, to będzie niegrzeczna. I śliniła policzki, żeby wyglądać na zalaną łzami.
Państwo, które na nocnych zdjęciach satelitarnych wygląda jak fragment, który znikł z mapy:
Po drugiej stronie – „druga strona lustra”, LG i Samsung, jedenasta gospodarka świata, pośpiech… A na Północy „gospodarskie wskazówki” Kim Ir Sena (dzięki niemu miały kwitnąć drzewa). Ale to, co było „i śmieszne, i straszne” w książce – w życiu pozostaje jedynie grozą. Autorka słusznie napisała:
„Korea Północna prosi się o parodię. Śmiejemy się z nachalnej propagandy i łatwowierności ludzi. Musimy jednak pamiętać, że od urodzenia poddawano ich indoktrynacji w całodobowych [!] żłobkach i przedszkolach przyzakładowych, że od przeszło pięćdziesięciu lat pieśni, filmy, gazety i plakaty deifikowały Kim Ir Sena, a kraj pozostawał szczelnie zamknięty, by nie przedostało się do niego nic, co mogłoby podważyć boski status wodza. Czy można było się temu oprzeć?”…
Państwo totalne. Straszne państwo, w którym jednostka jest niczym; jednostka jest mrówką, wznoszącą olbrzymi kopiec, który nie służy niczemu poza interesom panującej dynastii, której głowa jest deifikowana: „ojcze nasz, nie mamy czego zazdrościć światu. Nad naszym domem czuwa Partia Pracy […] nasz ojciec jest z nami […]”
Korea Północna – czyli zły patriotyzm. Ksenofobia; jedność wymuszana zagrożeniem. Podobnie kiedyś PRL trzymana była w obozie „demokracji ludowych” motywując to „zagrożeniem niemieckim”. Pisał o tym w wielu miejscach Jan Józef Lipski. Warto dziś czytać jest Dwie ojczyzny, dwa patriotyzmy…
Zastanówmy się też nad tym, że to mogłoby się zdarzyć także i gdzie indziej. Nie na taką skalę, ale seanse uwielbienia i nienawiści znamy także z polskiej historii; a tworzenie idoli to chyba stała ludzka tendencja do wywyższenia siebie przez wywyższenie innego (choćby piosenkarza czy innego „celebryty”). Ale zauważmy jedną różnicę, nie pisząc łatwo o głębokich podobieństwach totalitaryzmu i demokracji medialnej – u nas dzisiaj człowiek ma jednak jakiś wybór. Tam nie ma nawet wyboru, czy może zapłakać. A portret Ukochanego Przywódcy wiszący w każdym domu odkurzać trzeba codziennie. Dbajmy o to, co mamy – łatwość, z jaką jedna z bohaterek, niegdyś aktywistka partyjna, przystosowała się (po niechcianej przez siebie) ucieczce na Południe do życia w demokratycznej Korei pokazuje, że nikt nie urodził się niewolnikiem. Ale zarazem – że wolność jest darem i wymaga pracy. Losy zawiedzionych uciekinierów to też memento – po „szkole” przygotowującej uchodźców do życia – Korea Południowa już nie czuwa nad nimi, jak Północna; wolność jest wymagająca i czasem męcząca, szczególnie dla nieprzygotowanych. Ale chyba nie tęsknimy do takiego wcielenia państwa, jak Koreańska Republika Ludowo-Demokratyczna
Odwrotnością Korei Północnej jest Korea Południowa. Zastanówmy się, skąd pochodzi nasz sprzęt elektroniczny; pomyślmy o odmienności mentalności, tempa życia, przyzwyczajeń, wszystkiego – w ramach narodu, który ponad pół wieku temu, sztucznie podzielony równoleżnikiem, był jednym. Przy przyszłym zjednoczeniu Korei skala problemów zjednoczeniowych Niemców jest drobiazgiem. Około dwanaście dolarów miesięcznie dochodu Koreańczyka z Północy – i dwadzieścia tysięcy Koreańczyka z Południa. Głód – i bomby nuklearne; dostatek – i tempo życia. Zmiany językowe – zmiany nawet w budowie ciała (długotrwałe niedojadanie sprawia, że siedemnastolatek z Północy jest średnio trzynaście centymetrów niższy od rówieśnika z południa…)
I tak dalej. Nie napiszę więcej – niech sięgną Państwo po tę książkę. Warto.
Jak daleko odeszliśmy od jedynie słusznego świata. Tylko pytanie – jak można pomóc ludziom z tej innej planety?…
—
Barbara Demick, Światu nie mamy czego zazdrościć. Zwyczajne losy mieszkańców Korei Północnej, „Czarne”, Wołowiec 2011.