W „Newsweeku” (2011 nr 14) ukazało się bardzo krótkie omówienie Dziennika 1954-1957 Jana Józefa Lipskiego. Nie chciałbym, aby czytelnikom tygodnika, który ma ambicję kształtowania opinii publicznej, pozostał w pamięci jedynie krótki osąd Lipskiego z 1956 r. o ówczesnej postawie Jerzego Urbana, osąd, który bez wyjaśnienia przez recenzenta można traktować ahistorycznie – wiadomo przecież, że dziś Jerzy Urban kojarzy się z rolą, jaką pełnił w latach 80. (kiedy to, dodajmy, Lipski był więziony i wyrzucony z pracy).
Zabrakło stwierdzenia, że Urban w 1956 roku faktycznie był bardzo zaangażowany w liberalizację – a brak tego stwierdzenia może sprawić, że czytelnik może odnieść mylne wrażenie aprobaty Lipskiego dla Urbana, jakiego znamy z późniejszych lat. Historia opiera się na faktach, nie zaś naszych sympatiach i antypatiach. Proszę zatem o zamieszczenie tego uzupełnienia.
Warto też odnotować, że Jan Józef Lipski – podobnie jak większość chyba redakcji „Po Prostu” – nie miał złudzeń związanych z osobą Władysława Gomułki, w 1956 roku żywionych dość powszechnie. Świadczy o tym choćby zapis z 19 stycznia 1957 r., tj. dzień przed wyborami: „Och, ten Gomułka: co za niebezpieczna sytuacja, w której nazwisko wystarcza za program […]”.
[Sprostowanie ukazało się w „Newsweeku” 2011 nr 16.]
Skróty w omówieniach książek czasem mogą wprowadzać błędne skojarzenia, konieczne jest ukazanie kontekstu.
Szanowny Panie,
przeczytałem w Tygodniku Powszechnym przygotowany przez Pana tekst Jana Józefa Lipskiego poświęcony Melchiorowi Wańkowiczowi i znalazłem tam prośbę o nadsyłanie wspomnień o Janie Józefie Lipskim. Pozwolę sobie tą drogą przysłać małe wspomnienie – był to chyba jeden z dwóch razów, gdy widziałem Go na własne oczy.
W latach osiemdziesiątych, w mieszkaniu Joanny Papuzińskiej i Janusza Beksiaka w Warszawie przy ulicy Lwowskiej odbywały się spotkania z różnymi znanymi ludźmi związanymi z Solidarnością ku pokrzepieniu serc i podtrzymania ducha.
Miałem wówczas małe dzieci i dlatego wraz z Żoną chodziliśmy na spotkania na zmianę. Pamiętam spotkania z Maciejem Zembatym, o. Jackiem Salijem, później ze Zbigniewem Bujakiem. Na mojej Żonie wielkie wrażenie zrobiło spotkanie z Ryszardem Kapuścińskim.
Spotkanie z Janem Józefem Lipskim przypadło mnie. Poświęcone było ono bieżącej polityce.
Zapamiętałem dwa fragmenty wypowiedzi JJL (cytuję z pamięci po ponad dwudziestu latach, więc nie ręczę za dosłowność):
„W Polsce będzie musiała być prawica, jak w każdym demokratycznym kraju. I ja bym bardzo chciał, żeby w Polsce była taka prawica, jak Olek Hall.”
„Rozmawiałem z moim przyjacielem, ukraińskim opozycjonistą, i on powiedział, że pięknie by było, gdyby zrobić wspólne, niepodległe państwo polsko-ukraińskie ze stolicą we Lwowie. Niech to miasto, o które kiedyś Polacy i Ukraińcy się bili, teraz nas łączy. Na to ja: to bardzo pięknie, bardzo mi się podoba ten pomysł, ale co zrobimy z bardzo liczną na Ukrainie mniejszością rosyjską? On na to: Nie wtrącajcie się w nasze sprawy wewnętrzne!”
Gdy tego słuchałem, pierwszy fragment wydawał mi się oczywistością, a drugi czystą abstrakcją. Niestety to, co kojarzymy teraz w Polsce z pojęciem prawica jest dość odległe od tego, co prezentował sobą Aleksander Hall, natomiast drugi fragment jest jednak jakoś proroczy. 20 lat temu nie można było przypuścić, że Polska wraz z niepodległą Ukrainą będzie wspólnie organizowała dużą imprezę międzynarodową.
pozdrawiam serdecznie
Wojciech Wąs