Blogi Muzeum Literatury
Wallraff, czyli co się dzieje na zapleczu
Data dodania: 20 sierpnia 2012

Czy kiedy z nowym modelem telefonu kupujesz kawę w kawiarni Starbucks albo ze starszym modelem kupujesz bułeczki w Lidlu zastanawiasz się, co dzieje się od kuchni?


Wallraff - Z nowego wspanialego swiata
 

Günter Wallraff od lat wchodzi do różnych firm przez kuchenne drzwi. Nie opiera się na okrągłych komunikatach produkowanych przez agencje marketingowe, nie ślizga po wierzchu tematu, zadowalając się odfajkowaniem kolejnego zagadnienia na podstawie papierowej dokumentacji. To prawdziwy „reportaż penetrujący”, nierzadko kończący się gorzej, niż słuchowiska, z których tak często się śmiejemy; gorzej, bo te opowieści są niestety prawdziwe. Wallraffa nie interesują chyba polityczne etykietki jego pracy, tylko ludzie, pracujący w danych firmach. Aby przekonać się, jak tam jest naprawdę – zatrudnia się w takiej firmie, pod fałszywą tożsamością, ze zmienionym wyglądem, czasem nawet – kolorem skóry. Ta infiltracja ma głęboki cel społeczny – ujawnianie hipokryzji i poprawę jakości życia/pracy konkretnych ludzi w konkretnych miejscach. I wymaga odwagi, bo czynów, nie słów, czy „lajków”: trudno „lubić” bycie bezdomnym, telemarketerem, pracownikiem piekarni dostarczającej bułki dla sieci dyskontów. Wallraff bez patosu, ale za to konkretnie, opisuje swoje – i poznanych kolegów/koleżanek – przypadki. Odtrutką na wielkie słowa jest konkret.

Czy to coś zmieni? Przecież zawsze będą „bezlitośni krwiopijcy”, okrągłymi słowami o misji społecznej przykrywający nieludzki stosunek do pracowników („wymienić maszynę? ludzie są tańsi” – w przypadku wspomnianej piekarni). Ale Wallraff nie stawia sobie celów zbawienia świata – tylko poprawy, tam, gdzie można, tego, co można: w konkretnym, poznanym przez niego, przypadku. To tak, jak z pomocą humanitarną: lepiej nie dawać dla uspokojenia sumienia na Wielkie Litery, a pomóc komuś konkretnemu; nie rzucać paru złotych dla poczucia się lepszym, a dzieląc się choćby kanapką. Naprawianie świata warto zacząć tu i teraz. Tropić obłudę, rozbieżność między słowami a czynami.
„Starbucks zapowiedział w końcu 2008 roku, że w roku 2009 zakupi dwa razy więcej uczciwie kontraktowanej kawy, niż do tej pory”. Pięknie, tyle, że, czytamy dalej u Wallraffa, „udział takiej kawy wzrósłby zatem z [uwaga! – przyp. ŁG] pięciu procent […] do dziesięciu […]”. Ale, opisuje dalej Wallraff, znaczy to, że dla plantatorów kawy przeznaczonych byłoby „dwie tysięczne procent swojego rocznego obrotu. Dosłownie ziarnko”, choć „wpływ tej śladowej sumy na dynamikę interesów koncernu jest paradoksalnie ogromnie znaczący, gdyż pieczęć uczciwego handlowca poleruje wizerunek firmy w oczach klientów i opinii publicznej”.

Wallraff zapytał w Starbucksie o szczegóły traktowania pracowników „umowy o pracę na godziny, o szkolenia organizowane poza godzinami pracy, stałe braki w obsadzie i niepłacenie za nadgodziny. Po ośmiu dniach […] i po rozmowach z europejską centralą […] otrzymałem pismo, które świadczy o tym, że Starbucks nie tylko wykorzystuje ludzi, oferując bezczelnie niskie wynagrodzenia i złe warunki pracy, lecz także ogłupia gładką, czczą gadaniną”, cytując oświadczenie Starbucks Coffee Deutschland:
„Ludzie […] są sercem i duszą […] bez ich codziennej pracy […] jesteśmy wyczuleni na zgłaszane kwestie […] wspólnie czynimy Starbucks miejscem, w którym każdy może czuć się sobą […] nieustannie pracujemy nad tym, by doskonalić […]”.

Wallraff pracuje na tym poziomie podobnie, jak kiedyś KOR – konkret, konkret, konkret. Firma odpowiada sloganem, jak kiedyś totalitarne państwo.

Oczywiście, nie każdy będzie zatrudniał się w kuchni, żeby dowiedzieć się, jak tam jest – te reportaże przypominają tylko o tym, żeby nie zagubić wrażliwości w świecie marek, konsumpcji, mody. Za znakiem firmowym kryją się konkretni ludzie. Czy nie są więcej warci, niż nasze samopoczucie? („Bycie trendy”, rzekoma oszczędność, niechęć do kłopotu).

Warto przeczytać i pomyśleć o własnych konkretach.


Dodaj komentarz:

Copyright © 2010-2012 Muzeum Literatury