Blogi Muzeum Literatury
Bardzo tajny dziennik Mirona Białoszewskiego
Data dodania: 21 lutego 2012

Wydanie Tajnego dziennika Białoszewskiego jest wydarzeniem. To ważna książka ważnego pisarza, nieco jednak zapomnianego, a na pewno nieco nie-doczytanego (to ostatnie może zmieni się po lekturze towarzyszącego Tajnemu dziennikowi monografii Tadeusza Sobolewskiego Człowiek Miron).
Tytuł jest jednak nieprecyzyjny. To dziennik tak tajny, że zabrakło w nim podstawowych informacji o nim samym…

Sam dziennik – jak też książka Sobolewskiego oraz napisane przez niego wprowadzenie – to dzieło literackie, podlegające interpretacjom. Nie o nim samym chciałem jednak pisać – a o sposobie wydania tego ważnego tekstu. Chcę tu tylko zwrócić uwagę, że dzieło to może być czytane także jako dokument – ważny dla zainteresowanych postacią Mirona Białoszewskiego, ale także tych, interesujących się historią (czas: lata 1975-1983, miejsce: PRL). Oczywiście dokument ten trzeba czytać „poprzez” literaturę, tj. Tajny dziennik jako źródło raczej do opisania emocji dnia codziennego, niż faktów (przykład z brzegu: w maju 1977 nie aresztowano całej rodziny Jana Józefa Lipskiego, a jego samego; fakt ten nie zostaje sprostowany w przypisie – a skoro już w tym miejscu znalazł się przypis, to jednak trzeba sprostować, to już jednak nie zależy od autora…).

Zarzut, jaki można – i trzeba! – mieć w stosunku do tego wydania (zapowiadanego przecież od dawna), jest podstawowy, i – niestety – coraz częstszy: brak noty edytorskiej, choćby kilku zdań, które podałyby podstawowe dla filologa informacje – jakie było źródło tekstu oraz w jaki sposób opracowano tekst.

Owszem, z artykułu Pawła Rodaka o dziennikach w miesięczniku „Znak”, dowiedziałem się, że dziennik Białoszewskiego mógł mieć trzy formy materialne: rękopis, zapis na taśmie magnetofonowej, maszynopis z odręcznymi poprawkami autora. Część tych i podobnych informacji edytorskich rozsiana jest po przypisach w książce – zainteresowany czytelnik, jeśli bardzo chce, może się domyślić, ale szukać i domyślać się nie powinien. Taka informacja powinna być w choćby kilkuzdaniowej, osobnej nocie edytorskiej (która nie jest mniej ważna od wprowadzenia interpretacyjnego, nie jest też z nim tożsama!). Mimo poszukiwań nie znalazłem jednak najbardziej fundamentalnej informacji – co było podstawą tekstu. Brak takiej informacji – która mogłaby zawierać się w jednym zdaniu – to tak, jakby na opakowaniu dżemu zabrakło daty przydatności do spożycia. Owszem, mamy zaufanie do producenta/wydawnictwa; mamy zaufanie do redaktora – ale… ale brak takiej informacji podważa źródłowość wydania. Warto to zdanie dodać w dodrukach i kolejnych wydaniach, które – zważywszy wagę tego dzieła – na pewno będą.

Warto chyba dodać coś więcej – notę edytorską, choćby krótką – która, poza absolutnie koniecznym podaniem źródła tekstu (oraz opisem historii powstawania tekstu, sposobów jego zapisu), opisywałaby postępowanie osób przygotowujących tekst do druku (czy zmieniono ortografię i interpunkcję, choćby w minimalnym zakresie – domyślam się, że nie; czy wydano całość, czy są opuszczenia w tekście; gdzie znajduje się źródło tekstu – domyślam się, że w Bibliotece Narodowej; itd. – por. recenzję dwóch pierwszych tomów pism Gustawa Herlinga-Grudzińskiego). Wcześniej wydawane dzieła Białoszewskiego (w PIW-owskich Utworach zebranych) posiadały takie noty, rzetelnie i zwięźle napisane przez Mariannę Sokołowską, która w Tajnym dzienniku znajduje się na stronie redakcyjnej pod zapisem „Redakcja i przypisy”; czy rezygnacja z informacji o opracowaniu edytorskim to świadoma decyzja wydawnictwa? redaktor nie jest tożsamy z edytorem, którym była Marianna Sokołowska w Utworach zebranych – tym bowiem słowem trzeba określić osobę dokonującą „opracowania tekstu”).

W nocie edytorskiej powinno się też znaleźć wytłumaczenie tytułu dzieła, bo jest to sprawa niejasna. Czy to na pewno tytuł autorski? Czy został nadany przez spadkobierców lub redakcję? Pytam o to dlatego, że książka podzielona jest na części, opatrzonych przypisami, z których wynika, że Białoszewski nadawał im odrębne nazwy własne (Dokładane treści,Nadawanie, Pogorszenie). Czy to na pewno jedno dzieło o tytule autorskim Tajny dziennik, czy – trzy lub cztery osobne dzieła, podobne do – także przecież „dziennikowego” i zahaczającego chronologicznie o Tajny dziennikChamowa?…

Żałuję, że w książce żywa pagina nie podaje dat rocznych; zdaję sobie sprawę, że decyzja ta mogła wynikać z interpretacji dzieła jako literatury, nie dokumentu – ale, jak pisałem wcześniej, można je czytać także jako dokument. A ponieważ daty pozostały (i bardzo dobrze!) autorskie, nie uzupełniane, rok w żywej paginie bardzo by się przydał. Jesteśmy np. w czerwcu 1976 – protesty w Radomiu, Ursusie, bardzo ważne dla historyka ujęcie emocji zbiorowych w niepowtarzalnym lustrze Mirona Białoszewskiego – a szybkie przejście do września, kiedy powstawał KOR, jest utrudnione. Warto zresztą zauważyć ogólnie, że żywa pagina powinna spełniać funkcję informacyjną, nie dekoracyjną. Pozostawienie tu tylko tytułu całości oraz danej części, które prawie się nie zmieniają przez całą książkę, sprawia, że żywa pagina praktycznie – jest martwa.

Szkoda, że książka nie jest opatrzona – choćby kilkoma! – fotografiami źródła tekstu (rękopisu? maszynopisu?… tu wracamy to wcześniejszej kwestii…). Rozumiem, że to pewnie aspekt finansowy – ale żal.

Pochwalić za to trzeba wydawnictwo za opatrzenie dziennika indeksem nazwisk; to już standard, i bardzo dobrze. Dziennik odnoszący się do wielu osób, często zamaskowanych, pozbawiony indeksu – to byłoby nieporozumienie.

Redaktorka (edytorka?) książki bardzo wiele pracy włożyła w opracowanie przypisów, których jest chyba ponad tysiąc. Nie są przesadnie rozbudowane, ale często zawierają informacje trudne do znalezienia, znane jedynie bliskim autora – i to bardzo dobrze, że nie stanowią wypisów z encyklopedii, ale kontekst do zrozumienia, kim dana osoba lub sytuacja była dla autora; właśnie takie powinny być przypisy. Nieliczne błędy były chyba trudne do uniknięcia, choć trzeba je zauważyć – żeby poprawić w kolejnych wydaniach. Przypis 500 na s. 357 – w głodówce w kościele św. Marcina udział wziął też Jan Józef Lipski, przebywający wówczas w więzieniu na Rakowieckiej; kiedy dowiedział się z przeoczonej przez więziennego cenzora notki w gazecie o głodówce, odmówił przyjmowania pokarmów mimo zagrożenia zdrowia (chorował na serce). Przypis kolejny, 501 – do słów Białoszewskiego, o których pisałem wcześniej: „aresztowano Jana Józefa Lipskiego najpierw z rodziną”. Jeżeli tu jest dany przypis, to tylko aby sprostować błąd rzeczowy, który miał miejsce w tym przypadku (bo oczywiście nie poprawimy tekstu autorskiego!); tymczasem w przypisie czytamy po prostu, kto należał do rodziny Jana Józefa Lipskiego („to jest z żoną Marią i synem Janem Tomaszem”). Tutaj kilka uwag – bo przypis jest podwójnie błędny. Raz, że NIE aresztowano całej rodziny, tylko samego Lipskiego; dwa, że w opisie rodziny zabrakło córki, Agnieszki Lipskiej. (Być może redaktorce – lub samemu autorowi – nałożył się obraz ze stanu wojennego, kiedy Jan Józef był – po raz nie wiadomo który – w więzieniu na Rakowieckiej, córka Agnieszka w ośrodku internowania w Gołdapi, a syn Jan Tomasz w Uhercach?… te przypisy trzeba jednak poprawić).

Te poprawki są niewielkie w porównaniu z ogromem pracy, jaki redaktorka książki włożyła w opracowanie przypisów. Nie wystarczy bowiem powiedzieć, że są one zwięzłe i rzeczowe – ważne, że znajdują się we właściwych miejscach, tj. nie służą do epatowania wiedzą, a – do uzupełniania wiedzy czytelniczej, bez której odczytanie tekstu dziennika byłoby niepełne. To bardzo dobra robota.

Są też pewne niejasności dotyczące śledztwa w sprawie zamordowania syna Bohdana Piaseckiego. W monografii Sobolewskiego (s. 21) znajdziemy informację, że tropem dla grupy śledczej był nóż, wykorzystywany jako rekwizyt w teatrze Białoszewskiego (to nieprecyzyjna informacja – czy tropem był konkretny nóż, jakiś zbliżony kształt, czy po prostu „nóż”?), oraz inne rekwizyty; w przypisie 11 na s. 1 dziennika z kolei mowa jest o jednym, innym rekwizycie – pudełku po zapałkach – jako tropie dla śledczych. Jak to było z tym śledztwem?…

To dzieło pozostanie ważne. Powyższe uwagi krytyczne nie podważają jego znaczenia, mam po prostu nadzieję, że okażą się pomocne przy przygotowywaniu kolejnych wydań. Miron Białoszewski jest ważnym autorem, jego teksty są literaturą, ale także ważnym dokumentem. Cieszę się, że Tajny dziennik (o ile to jest tytuł autorski) ukazał się w świetle dziennym; mam nadzieję, że kolejne wydania będą – edytorsko – mniej tajne.


Dodaj komentarz:

Copyright © 2010-2012 Muzeum Literatury