Blogi Muzeum Literatury
Słowo kluczowe: źródłowość
Data dodania: 30 lipca 2014

Wydawca nowej, nieocenzurowanej wersji Pamiętnika z powstania warszawskiego, Adam Poprawa, w dzisiejszej „Gazecie Wyborczej” zwraca uwagę na niebezpieczeństwo kolorowania historii powstania warszawskiego.

To prawda. Uatrakcyjnianie przeszłości – kolorowe, piękne mundury (których w rzeczywistości było tak mało), pistolety maszynowe (których było tak niewiele), piękna pogoda (a 1 sierpnia, wg Białoszewskiego, zdarzył się deszcz), uśmiechnięci młodzi ludzie – czy to nie skłania do zapominania grozy Powstania i tragedii powstańców? Prawdą jest i radość – ale i tragedia. Nie można zapominać o obu krańcach tej historii, inaczej grozi nam, że niektórzy do tej przeszłości zaczną tęsknić. A przecież do tych pozowanych zdjęć z powstania pożyczano sobie wzajemnie broń i mundury – których nie było. Mieli je żołnierze ze zgrupowania „Radosław”, bo zdobyli magazyny SS na Stawkach. Ale na Mokotowie „Baszta”, i to dopiero od połowy sierpnia, miała coś w rodzaju roboczych bluz, rozpinanych z tyłu… Powstanie to splot poczucia wyzwolenia i tragedii, z chwilami groteski i patosu. Było tym wszystkim, a nie tylko jednym.

Pamiętajmy też, że powstanie warszawskie to nie tylko powstańcy – to tragedia ludności cywilnej, o której można sobie jakiś pogląd wyrobić, czytając właśnie Białoszewskiego, wydanego przez niezawodny PIW w serii Utworów zebranych.

Data dodania: 24 kwietnia 2014

Dziękuję profesorowi Lengauerowi za uwagę w nawiązaniu do wystawy o Liście 34, że w latach sześćdziesiątych nie było zdania „Ala ma kota”, ponieważ „As to pies Ali”, zaś kota miała Ola („A to kot Oli”).

Przy okazji warto zauważyć, że pamięć zbiorowa jest zadziwiająca. Dlaczego pamiętamy Alę i kota, a nie Alę i Asa?…

Zdanie „Ala ma kota” faktycznie znajdowało się w wydaniach Elementarza – ale w czasach dość odległych: ostatni raz w wydaniu z roku… 1949. Nie było go też w pierwodruku. Polecam tekst na ten temat na wortalu culture.pl, oparty o tekst Piotra Sarzyńskiego z 2002 r. (Ala nie ma kota).

Czyli kolejny raz okazuje się, że kiedy słyszymy „oczywistą prawdę”, to też warto ją sprawdzić… Ala miała kota, ale później oddała go Oli, sama zaś dostała Asa, który był psem.

 

Data dodania: 28 października 2013

Warszawa ma chyba najmłodsze Stare Miasto na świecie – po katastrofie II wojny światowej odbudowywano Starówkę, na szczęście rekonstruując ją, a nie tworząc dziesiątki mini-Pałaców Kultury. Rekonstrukcja ta odbywała się m.in. przez porównywanie świadectw historycznych, zachowanych np. na obrazach Canaletta.
Plac Zamkowy to bodajże „strefa zero” historycznej Warszawy. Trzeba tu wyjątkowej ostrożności w jakichkolwiek zmianach. Tymczasem właśnie rusza budowa komercyjnej nieruchomości, ostrożność tę co najmniej testująca…

Prezes inwestora mówi o tym niemalże jak o misji, nie jak o zysku: „To będzie dopełnienie pierzei ulicy Senatorskiej i zakończenie odbudowy tej części miasta. Nareszcie będziemy mogli uniknąć pytań turystów: „Dlaczego przestrzeń w tak prestiżowym miejscu jest niezabudowana?”” (źródło: http://warszawa.gazeta.pl/warszawa/1,34862,14835812,Zbuduja_biurowiec_przy_pl__Zamkowym__WIZUALIZACJE_.html)

Tak, oczywiście widzimy już te tłumy turystów, pytających właśnie o brak kolejnej restauracji na Starówce, istnym kulinarnym i hotelowym zagłębiu.

Oczywiście, inwestor ma prawo zarabiać na inwestycji. Jeśli jednak mówimy o przestrzeni publicznej – szczególnie w tak ważnym symbolicznie i historycznie punkcie miasta – to próbujmy uniknąć błędów, które miały np. miejsce przy budowie galerii handlowej, która popsuła oś widokową w Łazienkach Królewskich:

źróło: http://www.skyscrapercity.com/showpost.php?s=10fd59a5a30228a1767fba05cb162ac7&p=97558803&postcount=2524

źródło: http://www.skyscrapercity.com/showpost.php?s=10fd59a5a30228a1767fba05cb162ac7&p=97558803&postcount=2524

(por. komentarz:

http://www.skyscrapercity.com/showpost.php?s=10fd59a5a30228a1767fba05cb162ac7&p=97558803&postcount=2524)

Nie wiem, czy inwestor zasięgał opinii UNESCO, na pewno musiał uzyskać zgodę konserwatora zabytków. Niewątpliwie architekt postarał się jak najbardziej nawiązać kolorystycznie do okolicy – przede wszystkim do Kościoła Św. Anny. Jednak zarówno kluczowa tutaj wysokość budynku, jak też wykończenie okien – odbiegają od okolicznych kamienic, rekonstruowanych w czasach początków Polski Ludowej – co akurat w tym przypadku znaczyło: rekonstruowanych z jak najlepszą wolą. Zastanawiam się, dlaczego nowo powstający budynek musi mieć tak przytłaczający okolicę dach, który znaczącą zwiększa jego widoczność – ale także odbiega od tego, co stało tu wcześniej. Dlaczego nie można po prostu – jak kiedyś – za wzór wziąć, czy to zachowanych fotografii z roku 1939 czy 1938 – i na tym wzorze oprzeć budowę? Pomóc mogą też obrazy Canaletta.

Wszystko jest do znalezienia w internecie dzięki miłośnikom Warszawy.

Poniżej wizualizacja – oraz wcześniejszy wygląd tego miejsca. Ocenić mogą Państwo. Czy nie mamy do czynienia ze zbyt daleko (wysoko) idącą zmianą? To przestrzeń nas wszystkich, „dziurę” można załatać nawet i komercyjnie – ale niech to nie będzie kamienica z dachem-piramidą i oknami jak z biurowca – ale o wysokości ok. 1/3 czy 1/2 mniejszą, z oknami nawiązującymi do kamienicy Johna i Pałacu Małachowskich!

1. Rok 1768 – na obrazie Canaletta:

Źródło: http://www.warszawa1939.pl/index_arch_main.php?r1=senatorska_2&r3=0

Źródło: http://www.warszawa1939.pl/index_arch_main.php?r1=senatorska_2&r3=0

2. Rok 1924 z lotu ptaka:

Źródło: http://www.warszawa1939.pl/strona.php?kod=zamkowy_b

Źródło: http://www.warszawa1939.pl/strona.php?kod=zamkowy_b.Popatrzmy na niską kamienicę w lewym dolnym rogu 

3. Rok 1926:

Źródło: http://www.warszawa1939.pl/index_arch_main.php?r1=miodowa_4&r3=0

Źródło: http://www.warszawa1939.pl/index_arch_main.php?r1=miodowa_4&r3=0

Więcej fotografii z lat przedwojennych: http://www.warszawa1939.pl/index_arch_main.php?r1=miodowa_4&r3=0

 

Teraz plany nowego budynku – nie rekonstrukcji! Zauważmy różnicę w wysokości i kolorystyce (porównując z Canalettem – kolor dachu był jak w odtworzonej Kamienicy Johna):

Źródło: http://bi.gazeta.pl/im/a3/5f/e2/z14835619Q,Widok-na-inwestycje-od-Placu-Zamkowego.jpg

Źródło: http://bi.gazeta.pl/im/a3/5f/e2/z14835619Q,Widok-na-inwestycje-od-Placu-Zamkowego.jpg

Jestem bardzo ciekaw Państwa komentarzy.

 

Data dodania: 10 października 2013

Krótka historia – nie tyle edytorska, choć z poszukiwaniem źródła się wiążąca.

Otrzymałem wiadomość z reklamą. Oddzwoniłem do reklamodawcy (firma A), że nie udostępniałem swoich danych, prosząc o jego usunięcie z bazy danych, oraz informację, skąd mają moje dane. Usłyszałem, że od firmy B, i usuwają.
Firma C odpowiada, że baza danych pochodzi of firmy D.
Firma D wskazuje firmę E…

Istny łańcuszek, ciekaw jestem, ile ogniw w nim wyjdzie. Alfabet jest długi. Szafka obywatela Rabinowicza.

Data dodania: 20 listopada 2012

Rozmawiałem dziś o historii; mój rozmówca zwrócił uwagę, że podręczniki do historii sprzed wojny i dzisiaj różnią się, chociaż mogłoby się wydawać, że będą podobne, kiedy oderwiemy nalot PRL-owskiej propagandy.

To bardzo ciekawa uwaga, możemy się zastanowić, jak się pisze historię. Ostatnio zajmowałem się sprawą Listu 34, zdawałoby się, doskonale znaną – bo zinterpretowaną, włożoną do szufladki archiwalnej, odłożonej do szafy. Nowe znaleziska, nowe źródła, pozwalają spojrzeć na sprawę z innej perspektywy – co nie oznacza automatycznie podważenia „zasiedziałej” interpretacji, tylko budowę szerszego, pełniejszego – prawdziwszego – obrazu.

Nie da się jednak powiedzieć „całej” prawdy; mnożąc szczegóły, zbierając wciąż dokumentację, budujemy gigantyczne jezioro opowieści, która, spiętrzona tysiącami odnośników, może zburzyć „zaporę” percepcji…

Widowiskowy obraz? Historyk nie jest w stanie pokazać wszystkiego, bo wszystkiego nie można pokazać, człowiek ma ograniczoną percepcję. Mnożenie szczegółów i wariantów jest możliwe do pewnej granicy – najważniejsze w pracy historyka jest dokonanie syntezy po wykonaniu przez niego analizy materiałów; synteza ta ma pokazać główny nurt prawdy.

Jednak już same pominięcia – naturalne z powodów, które przedstawiłem – są interpretacją; inny historyk może chcieć badać właśnie boczne nurty, dowodząc, że stanowią główny.

I tak to się toczy. Ważne, żeby sam historyk zdawał sobie sprawę z tego ograniczenia; ważne są odpowiedzi, określające nurt rzeki, której w całości człowiek nie opisze; ważne są odpowiedzi na pytania typu „dlaczego coś miało miejsce?”, „dlaczego coś poszło tak, a nie inaczej?”.

A rzeka płynie dalej.

"Wolność i Solidarność"

Data dodania: 22 października 2012

W październikowym numerze miesięcznika „Znak” rozpoczęła się dyskusja o stanie edytorstwa polskich dzieł literatury współczesnej.

W ankiecie kilku literaturoznawców odpowiada na pytania:
„- Jak Pani/Pan ocenia stan polskiego edytorstwa?
– Jakie są szanse i zagrożenia?
– Które z obecnych wydań uznaje Pani/Pan za wzorcowe, a które nie zachowują edytorskich standardów?
– Czy warto coś zmienić w nauczaniu edytorstwa?

– Jakie są zadania edytorstwa na najbliższy czas?”

Zapraszam do lektury i dołączenia do dyskusji!

Data dodania: 17 sierpnia 2012

Kiedy zastanawiamy się nad tym, co się dzieje dzisiaj, przeważnie okazuje się, że trzeba spojrzeć wstecz. Korzenie współczesności tkwią w historii – nie znaleźliśmy się w tym miejscu znikąd.
(więcej…)

Data dodania: 10 kwietnia 2012

Jak formułować przypisy, aby – z jednej strony – nie tłumaczyć spraw oczywistych, z drugiej zaś – nie pominąć niczego ważnego?

Rozwiązanie wydaje się oczywiste, choć trudne. Ograniczać te, tłumaczące osoby czy zdarzenia, które możemy znaleźć w encyklopediach; przypisy powinny dotyczyć osób czy kontekstów trudnych do samodzielnego odszukania. Jeżeli podajemy przypis dotyczący np. Piłsudskiego, to nie twórzmy mikrobiografii, a napiszmy, kim był w kontekście naszego autora/autorki.. (Jakieś odwołania do ważnych tekstów, czy wręcz cytat z danego autora/autorki dotyczący Piłsudskiego, jest tu na miejscu).

Edytor, opracowując przypisy, powinien objaśniać. Kiedy jednak w jednym z tomów korespondencji Miłosza z Giedroyciem znajdziemy przypis do informacji o tym, że jakaś studentka pisała pracę naukową – możemy spodziewać się wyjaśnienia. Tymczasem znajdujemy odesłanie do przypisu na stronach wcześniejszych. Dobrze, wracamy, spodziewając się naturalnie wyjaśnienia… a tam wpadamy w pętlę, ponieważ jest odesłanie do miejsca, z którego przyszliśmy. Czemu takie przypisy mają służyć?…

Przypis jest „wartością dodaną” – po jego lekturze czytelnik powinien wiedzieć więcej. Kiedy czytamy w tekście Jana Józefa Lipskiego „Książka ta wzrusza i przeraża” – to konieczne jest dodanie przypisu, jaka to była książka – a jeśli nie uda się ustalić w 100%, trzeba wyraźnie napisać, że to hipoteza.

Kiedy autor przywołuje mało znany fakt (rozkaz AK zakazujący werbunku poniżej 18 lat) – a nie udało się tego faktu potwierdzić, warto podać informację, że „nie udało się potwierdzić”; brak takiej informacji to zamiatanie pod dywan, pozostawiające wrażenie potwierdzenia przez edytora prawdziwości podawanej informacji.

I tak dalej.

Data dodania: 7 kwietnia 2012

Dziękując Andrzejowi Doboszowi za opublikowaną w „Rzeczpospolitej” ocenę mojej pracy edytorskiej w wyborze pism politycznych Jana Józefa Lipskiego, chcę od razu odpowiedzieć na dwie wyrażone przez Niego wątpliwości.

„W wy­pad­ku prze­mó­wie­nia na po­grze­bie Mel­chio­ra Wań­ko­wi­cza [edytor] po­rów­nu­je ist­nie­ją­ce w IPN, do­ko­na­ne przez SB na­gra­nie na cmen­ta­rzu z ist­nie­ją­cym rę­ko­pi­sem, wy­bie­ra­jąc tę dru­gą wer­sję”, napisał Andrzej Dobosz. Ściśle rzecz biorąc, porównałem sporządzony ręką funkcjonariuszy MSW zapis z nagrania. Nagranie byłoby źródłem pewniejszym; zapis funkcjonariusza MSW  – w porównaniu z niezwykle precyzyjnie sporządzonym rękopisem Lipskiego, zawierającym wiele skreśleń, pokazujący dbałość o niemal każde sformułowanie – wydawał mi się mniej pewną podstawą tekstu. Oczywiście, istnieje możliwość, że autor podczas przemówienia na cmentarzu zmieniał tekst – prawdopodobniejsze jednak wydaje mi się, że pomylił się, nie przepisując dosłownie z taśmy, funkcjonariusz MSW.

Praca nad nowym, kompletnym wydaniem monografii Lipskiego o ONR-„Falandze” jest zaś już od dłuższego czasu w toku, czego jednak jeszcze nie ogłaszano. W wyborze pism politycznych ta monografia nie mogła się znaleźć, ponieważ jest pracą naukową, nie publicystyczną – co charakteryzuje pisma, umieszczone w tomie. Pomysłodawcą nowego wydania monografii Jana Józefa Lipskiego o ONR-„Falandze” był Adam Michnik, który mówił o tym dwa lata temu; teraz o tej potrzebie pisze Andrzej Dobosz – już to pokazuje wagę tego wydania. Ta edycja wymaga jeszcze wiele prac, w tym – odnalezienia dużych części tekstu (m.in. zarekwirowanego przez SB).

Data dodania: 21 lutego 2012

Wydanie Tajnego dziennika Białoszewskiego jest wydarzeniem. To ważna książka ważnego pisarza, nieco jednak zapomnianego, a na pewno nieco nie-doczytanego (to ostatnie może zmieni się po lekturze towarzyszącego Tajnemu dziennikowi monografii Tadeusza Sobolewskiego Człowiek Miron).
Tytuł jest jednak nieprecyzyjny. To dziennik tak tajny, że zabrakło w nim podstawowych informacji o nim samym…

(więcej…)

Strona 1 z 3123
Powiadomienia o nowych wpisach


 

O autorze
dr Łukasz Garbal – polonista. Adiunkt w Muzeum Literatury im. Adama Mickiewicza w Warszawie, pracuje w Instytucie Dokumentacji i Studiów nad Literaturą Polską, oddziale Muzeum. Jeden z laureatów stypendium „Polityki” w 2009 r.
Publikuje recenzje książek historycznych w „Nowych Książkach”. Zainteresowania: edytorstwo, związki literatury i polityki, Witold Gombrowicz, Jan Józef Lipski.

 

Muzeum Literatury
Ostatnie wpisy
Archiwa
Blogi Muzeum Literatury
Copyright © 2010-2014 Muzeum Literatury