Blogi Muzeum Literatury
Słowo kluczowe: źródłowość
Data dodania: 13 stycznia 2012

Powszechne jest mówienie „redaktor książki”‚ o osobie, która opracowała tekst. Tymczasem zadania – i misja – redaktora i edytora – są odmienne i niejednokrotnie sprzeczne.

Szczegółowo i na przykładach piszę o tym w wielu miejscach książki, tu chcę tylko wyakcentować tę sprzeczność, która niejednokrotnie może prowadzić do konfliktów między redaktorem i edytorem.

Edytor opracowuje tekst niejako „w zastępstwie” nieżyjącego autora (można edytora określić mianem „kuratora woli autorskiej”, choć oczywiście ostateczne decyzje pod względem prawnym podejmują spadkobiercy). Tymczasem zadaniem redaktora jest dbanie o poprawność językową i logiczną tekstu (przy czym warto zauważyć, że zakres zadań wykonywanych przez redaktora w ostatnich latach stale się poszerza, obejmując także prace wykonywane dawniej przez redaktora językowego i technicznego). Edytor zatem często „hamuje” tendencje redaktora do „normalizacji” tekstu, ponieważ nawet w przypadku drobiazgów powinien zastanowić się, jak w podobnych sytuacjach reagował autor, tak, aby pośpieszną „normalizacją” nie zniszczyć stylu – czy też intencji – autora, który już sam z redaktorem spierać się nie może.

Docenić trzeba pracę zarówno edytora, jak i redaktora. Redaktor jednak nie powinien dokonywać edycji (jego naturalną tendencją – i słusznie – jest dążenie do „normalizacji”), tak samo, jak edytor byłby raczej złym redaktorem (jego tendencją jest – także słusznie – dążenie do „rozszczepiania przecinka na czworo”). Mówiąc metaforą sportową: redaktor przypomina piłkarskiego napastnika (dążąc do strzelenia bramki: wydania książki poprawnej językowo) – edytor zaś to raczej obrońca (woli autora). Mówiąc metaforą militarną: redaktor – czołgista; edytor – saper (ale przecież jeden i drugi często musi bywać komandosem 🙂

W procesie wydawniczym niepublikowanych książek zmarłych wybitnych autorów potrzebny jest dobry redaktor – i, osobno, edytor. Trzeba jednak pamiętać o różnicach, by rzec, „strategicznych”, w ich postawach.

Data dodania: 10 stycznia 2012
Data dodania: 15 grudnia 2011

Podstawą wydania danego tekstu był rękopis lub maszynopis z uwagami autora– jeżeli tylko istniał; w przypadku kilku wersji wszystkie były konfrontowane w celu ustalenia wersji ostatecznej.

W przypadkach, kiedy brakowało autografów, podstawą tekstu był pierwodruk.

Waga, jaką Jan Józef Lipski przykładał do swoich sformułowań (widoczna w wielu zachowanych rękopisach, choćby związanych ze śmiercią Melchiora Wańkowicza) oraz jego praca nad tekstem, widoczna do ostatnich chwil, połączona z warunkami, w jakich były publikowane te teksty (na ogół wydania drugoobiegowe, w których tekst łatwo mógł zostać – z powodu samych warunków publikacji, w pośpiechu, braku albo minimalnej kontroli autorskiej tekstu podczas przepisywania, itd. – zniekształcony) – sprawiają, że decyzja taka wydała mi się najbardziej właściwa.

Data dodania: 14 grudnia 2011

Czytając współczesne wydania tekstów pisanych kilkanaście czy kilkadziesiąt lat temu potrzebujemy objaśnień może nawet bardziej, niż czytając teksty liczące ponad 100 lat.

Przy tekstach stosunkowo bliskich nam w czasie mamy bowiem tendencję – nieuświadamianą – aby czytać taki tekst „jak leci”, bez głębszego zastanowienia nad kontekstem – bez którego taki tekst postrzegamy ahistorycznie. Dlatego też komentarz (w postaci osobnego tekstu lub przypisów) powinien dawać Czytelnikowi taki kontekst, aby mógł widzieć to, co widział autor, pisząc (i zapominać o tym, o czym autor nie wiedział).

Przykład: w wyborze pism politycznych Jana Józefa Lipskiego znajduje się m.in. jego najsłynniejszy esej: Dwie ojczyzny, dwa patriotyzmy (uwagi o megalomanii narodowej i ksenofobii Polaków). Podaję w nim rozszerzone informacje oraz cytaty ze źródeł, umożliwiające zrekonstruowanie toku myślenia autora, a także aktualny stan badań, oraz wybrane publikacje z danego tematu dla Czytelników zainteresowanych tematem. Np. stan badań dotyczących bitwy pod Legnicą zmienił się od czasu powstania eseju: trzeba podać aktualny, ale jednocześnie wyraźnie zaznaczyć, że autor nie mógł znać tych ustaleń, które znamy dzisiaj.

Nie dla wszystkich to jest oczywiste. A to przecież elementarne, jak mawiał Sherlock Holmes.

O wydaniu Pism i różnych ciekawych problemach z tym związanych – wkrótce.

Data dodania: 27 września 2011

Pisałem już na blogu o koniecznych warunkach wydania źródłowego. Jednego z tych – zaledwie dwóch – warunków  zabrakło w dwóch pierwszych tomach pism Gustawa Herlinga-Grudzińskiego, w wydaniu nazywanym krytycznym.

Ponieważ tego typu publikacja powinna być podstawą dla innych edycji trzeba mieć nadzieję, że kolejne tomy będą podawały źródła tekstu oraz opis postępowania edytorskiego (tj. co spowodowało, że edytor wybrał daną podstawę, jak z nią pracował, co poprawiał „milcząco”, czego nie udało mu się ustalić). Wydania takie powinny być edytorskim wzorem.

Recenzja w miesięczniku „Znak”

Data dodania: 12 września 2011

Jarosław Klejnocki w swoim wpisie pokazał inną perspektywę relacji Autor-Dzieło. To dobry przykład dzieła „w toku”, wciąż dopracowywanego przez autora. Zastanawiam się jednak nad nieco innymi sytuacjami – kiedy Autor powraca do Dzieła po latach, a powrót ten kończy się zasadniczą zmianą w Dziele. Np. gdyby Beethoven przerabiał pierwsze takty V Symfonii, a rozgoryczony Mickiewicz na łożu śmierci wykreślał słowa „Litwo! ojczyzno moja…” (zaniepokojonych uspokajam – ani jedno, ani drugie nie miało miejsca). Oczywiście – autor ma do tego prawo. Co jednak powinien zrobić edytor, opracowujący tekst do druku?

Problem jest prawdziwy – i sądzę, że trzeba go sobie uzmysłowić, ponieważ wola autora jest rzeczą świętą – cóż jednak uczynić w sytuacji, kiedy Dzieło, które stworzył obrosło tradycją kultury, polemikami, niejednokrotnie nawiązaniami, itp. (Pisał o tym niedawno m.in. profesor Roman Loth).

Mamy stosunkowo nowy przykład – wydanie Dziennika 1954 Tyrmanda. Czy wydawać go w formie pierwodruku (nieco przeredagowanego), zachowując wolę autorską – czy wydawać w formie niezredagowanej, z manuskryptu (co byłoby zachowaniem woli dzieła)? W ten sposób wydał Tyrmanda Henryk Dasko…

Z muzyką jest prościej. Zawsze można dopisać w nawiasie rok – i traktować te dzieła jako osobne.

Data dodania: 24 maja 2011

Pisałem już wydaniu Wierszy wszystkich Czesława Miłosza, w którym – przy dobrym pomyśle zmieszczenia twórczości poetyckiej Miłosza w jednym tomie (czy jednak faktycznie całej?), zabrakło noty edytorskiej (w której byłaby m.in. odpowiedź na to pytanie) – czy choćby informacji o źródle tekstu; nie wiemy, skąd wydawnictwo zaczerpnęło teksty wierszy. Przypuszczam, że z wydania Dzieł, dokonywanego wspólnie przez „Znak” i Wydawnictwo Literackie. Nie powinno to być jednak przypuszczenie, ale wiedza przekazana przez edytora.

Problem jednak jest głębszy i nie ogranicza się wyłącznie do tego jednego tomu. Kolejny przykład to choćby Dzienniki Sławomira Mrożka, wydane przez Wydawnictwo Literackie. W nich też nie znajdziemy nie tylko noty edytorskiej, ale choćby informacji o źródle tekstu; sądzę, że nie tylko mnie interesuje, czy dziennik wydany został z rękopisów, maszynopisów – czy był przeredagowywany współcześnie przez autora? Jakie modyfikacje wprowadził edytor? Co ciekawe, w jednej z gazet w rozmowie z redaktorką tomu pojawiło się sporo ciekawych informacji edytorskich – dlaczego jednak wydawnictwo nie zamieściło ich w nocie edytorskiej bezpośrednio w książce?…

Przykładem kolejnym jest zakrojona na monumentalną skalę edycja dzieł Gustawa Herlinga-Grudzińskiego, której kilka problemów też już sygnalizowałem na tym blogu. W pierwszym tomie informacji o źródle tekstu brak.  W tomie drugim pojawia się informacja – ale tylko taka, że informacja właściwa… pojawi się w tomie trzecim.

Pytanie za sto punktów: jakie są konieczne warunki wydania źródłowego?…

Data dodania: 27 kwietnia 2011

W „Newsweeku” (2011 nr 14) ukazało się bardzo krótkie omówienie Dziennika 1954-1957 Jana Józefa Lipskiego. Nie chciałbym, aby czytelnikom tygodnika, który ma ambicję kształtowania opinii publicznej, pozostał w pamięci jedynie krótki osąd Lipskiego z 1956 r. o ówczesnej postawie Jerzego Urbana, osąd, który bez wyjaśnienia przez recenzenta można traktować ahistorycznie – wiadomo przecież, że dziś Jerzy Urban kojarzy się z rolą, jaką pełnił w latach 80. (kiedy to, dodajmy, Lipski był więziony i wyrzucony z pracy).

Zabrakło stwierdzenia, że Urban w 1956 roku faktycznie był bardzo zaangażowany w liberalizację – a brak tego stwierdzenia może sprawić, że czytelnik może odnieść mylne wrażenie aprobaty Lipskiego dla Urbana, jakiego znamy z późniejszych lat. Historia opiera się na faktach, nie zaś naszych sympatiach i antypatiach. Proszę zatem o zamieszczenie tego uzupełnienia.

Warto też odnotować, że Jan Józef Lipski – podobnie jak większość chyba redakcji „Po Prostu” – nie miał złudzeń związanych z osobą Władysława Gomułki, w 1956 roku żywionych dość powszechnie. Świadczy o tym choćby zapis z 19 stycznia 1957 r., tj. dzień przed wyborami: „Och, ten Gomułka: co za niebezpieczna sytuacja, w której nazwisko wystarcza za program […]”.

[Sprostowanie ukazało się w „Newsweeku” 2011 nr 16.]

Skróty w omówieniach książek czasem mogą wprowadzać błędne skojarzenia, konieczne jest ukazanie kontekstu.

Data dodania: 19 marca 2011

W poprzedniej notce pisałem o wadze błędów rzeczowych dla historyka – z wnioskiem, że nie możemy „poprawiać” autora z automatu, bez zaznaczenia naszej ingerencji. Pisałem wówczas o wydaniu dziennika Jana Józefa Lipskiego – dzienniku o charakterze niezredagowanego diariusza. Tym razem chciałbym, żebyśmy zastanowili się nad dziennikiem starannie skomponowanym – Witolda Gombrowicza.

Nie jest to pisany z dnia na dzień diariusz – to raczej esej (powieść?) komponowany tak, aby przypominał dziennik. Jak pokazuje Paweł Rodak, dziennik powstawał w sposób bardzo przemyślany, często fragmenty były pisane przez Gombrowicza kilkakrotnie.

Jaki wniosek z takiego sposobu pracy autora powinien wysnuć edytor? Czy nie taki, że ewentualne błędy mogły być specjalnie wprowadzone przez autora? Prostowanie takich błędów może wypaczać jego intencję, którą było „komponowanie autentyku”; jednocześnie jednak – nie pokazywać takich błędów?

Wydaje mi się, że w dziele tak pieczołowicie skonstruowanym jak dziennik Gombrowicza ingerencje edytora powinny być ograniczone do minimum, ewentualne uwagi dotyczące błędów rzeczowych czy niekonsekwencji (co do których nie mamy pewności, czy nie były zamierzoną przez Gombrowicza „grą z autentykiem”!) obecne jedynie w uwagach edytorskich, nie wpływając na przedstawiany tekst dzieła. To oczywiście uwaga ogólna, bo przecież autor mógł źle zapamiętać, źle napisać, nie uczynić błędu świadomie – każda sytuacja wymaga podejścia indywidualnego. Może się zdarzyć, że nawet dziennik Gombrowicza wymaga ingerencji edytora – wówczas oczywiście takie ingerencje trzeba opisać w uwagach edytorskich. Pamiętajmy o specyfice dzieła, jeśli autor, który cyzeluje swój utwór na diariusz, napisze „chyba”, nie znaczy to, że mamy sprawdzić i wykreślić „chyba”, lub poprawić fakt. Możemy (to zależy od sytuacji) fakt sprawdzić i opisać w komentarzu – jednak nie w tekście głównym.

Zauważmy, że to drugi biegun problemu – który wymaga odmiennego podejścia, niż w przypadku dziennika Jana Józefa Lipskiego.

Data dodania: 16 marca 2011

[ilustracja - fragment okładki książki

Poloniści wydają dzienniki na ogół inaczej, niż historycy – zwracając uwagę raczej na wartość literacką dzieła, mniej zaś na stronę źródłową. Nie możemy jednak zapominać, że dzienniki to jedno ze źródeł historycznych – dlatego edytor, wydając dziennik, powinien zdusić w sobie pokusy redaktorskie, i starać się przekazać tekst zmieniając go tylko tam, gdzie jest to konieczne dla czytelności tekstu – a i w takich miejscach sygnalizując swoje ingerencje.

Zdarzyć się może, że to, co jest błędem rzeczowym – jest ważną informacją dla historyka. Kiedy w dzienniku Jana Józefa Lipskiego czytamy o niejakim Gwoździku z Żerania – to dla czytelności zapisu poprawimy oczywisty błąd w nazwisku, ponieważ chodziło rzecz jasna o Lechosława Goździka. Tym niemniej informacja o początkowym błędnym zapamiętaniu nazwiska jednego z przywódców Października 1956 r. pokazuje, że początkowo był nieznany poza Żeraniem: i jako taka nie może w pracy nad edycją zginąć.

Rozwiązaniem jest tu np. opisanie sytuacji w przypisie przy pierwszym wystąpieniu nazwiska Goździk.

Sytuacji podobnych jest bardzo wiele – wydanie źródła nie polega zaś na poprawianiu wszystkiego bez śladu. Wówczas bowiem zamiast zrekonstruować „Troję z czasów Homera” tworzymy Troję nierzeczywistą, nieprawdziwą, konstrukcję zlepioną z różnych epok – ahistoryczną.

Do problemu postępowania z błędami rzeczowymi w wydaniach źródłowych będziemy jeszcze wracać niejeden raz.

[ilustracja – fragment okładki książki „Herbert. Studia i dokumenty”]

Strona 2 z 3123
Powiadomienia o nowych wpisach


 

O autorze
dr Łukasz Garbal – polonista. Adiunkt w Muzeum Literatury im. Adama Mickiewicza w Warszawie, pracuje w Instytucie Dokumentacji i Studiów nad Literaturą Polską, oddziale Muzeum. Jeden z laureatów stypendium „Polityki” w 2009 r.
Publikuje recenzje książek historycznych w „Nowych Książkach”. Zainteresowania: edytorstwo, związki literatury i polityki, Witold Gombrowicz, Jan Józef Lipski.

 

Muzeum Literatury
Ostatnie wpisy
Archiwa
Blogi Muzeum Literatury
Copyright © 2010-2014 Muzeum Literatury