Straszne państwo, w którym nawet szkolny podręcznik matematyki uczy nienawiści („dziewczynka jest łączniczką naszych oddziałów partyzanckich walczących z okupantem japońskim. Meldunki przenosi w koszyku, który ma pięć jabłek. Zatrzymuje ją japoński żołnierz i kradnie jej z koszyka dwa jabłka. Ile jabłek zostało w koszyku?”, itd., por. s. 143) i konieczności uwielbienia („ośmiu chłopców i dziewięć dziewczynek śpiewa pieśni na cześć Kim Ir Sena. Ile dzieci śpiewa te pieśni?’)… „Indoktrynacja zaczyna się już w tygodniowych żłobkach, do przedszkoli wprowadzono nauczanie ideologiczne”, pisze redaktor. Kim Ir Sen to autor kilkunastu książek, podobnie Kim Dzongil. Przy nich Stalin czy Mat Tse-tung to niemal małomówni liberałowie. Wszechogarniające opiekuńcze państwo dba nawet o to, aby w stolicy, kiedyś nazywanej w Polsce Phenianem, dziś Pjongjangiem, mieszkali jedynie najzdrowsi i najbardziej sprawdzeni politycznie obywatele. Co więcej, zapewni im nawet kilkunastopiętrowe bloki, w których jest nawet miejsce na windy (samych wind brak).
Powszechne jest mówienie „redaktor książki”‚ o osobie, która opracowała tekst. Tymczasem zadania – i misja – redaktora i edytora – są odmienne i niejednokrotnie sprzeczne.
Szczegółowo i na przykładach piszę o tym w wielu miejscach książki, tu chcę tylko wyakcentować tę sprzeczność, która niejednokrotnie może prowadzić do konfliktów między redaktorem i edytorem.
Edytor opracowuje tekst niejako „w zastępstwie” nieżyjącego autora (można edytora określić mianem „kuratora woli autorskiej”, choć oczywiście ostateczne decyzje pod względem prawnym podejmują spadkobiercy). Tymczasem zadaniem redaktora jest dbanie o poprawność językową i logiczną tekstu (przy czym warto zauważyć, że zakres zadań wykonywanych przez redaktora w ostatnich latach stale się poszerza, obejmując także prace wykonywane dawniej przez redaktora językowego i technicznego). Edytor zatem często „hamuje” tendencje redaktora do „normalizacji” tekstu, ponieważ nawet w przypadku drobiazgów powinien zastanowić się, jak w podobnych sytuacjach reagował autor, tak, aby pośpieszną „normalizacją” nie zniszczyć stylu – czy też intencji – autora, który już sam z redaktorem spierać się nie może.
Docenić trzeba pracę zarówno edytora, jak i redaktora. Redaktor jednak nie powinien dokonywać edycji (jego naturalną tendencją – i słusznie – jest dążenie do „normalizacji”), tak samo, jak edytor byłby raczej złym redaktorem (jego tendencją jest – także słusznie – dążenie do „rozszczepiania przecinka na czworo”). Mówiąc metaforą sportową: redaktor przypomina piłkarskiego napastnika (dążąc do strzelenia bramki: wydania książki poprawnej językowo) – edytor zaś to raczej obrońca (woli autora). Mówiąc metaforą militarną: redaktor – czołgista; edytor – saper (ale przecież jeden i drugi często musi bywać komandosem 🙂
W procesie wydawniczym niepublikowanych książek zmarłych wybitnych autorów potrzebny jest dobry redaktor – i, osobno, edytor. Trzeba jednak pamiętać o różnicach, by rzec, „strategicznych”, w ich postawach.
Dostępny jest już online jeden z tekstów z wyboru pism politycznych Jana Józefa Lipskiego.
To jedna z polemik ze Stefanem Kisielewskim.
Zapraszam do lektury!