Wszystkich, którym bliskie są idee Jerzego Giedroycia, czytelników zarówno Gombrowicza, jak Miłosza czy Herlinga – serdecznie zachęcam do odwiedzania portalu paryskiej „Kultury” – http://www.kulturaparyska.com
To nie tylko strona przedstawiająca dorobek tego środowiska, które było jednym z przetrwalników niepodległej Polski, ale niezastąpione źródło informacji: autorzy portalu wykonali gigantyczną pracę, której efektem jest udostępnienie wszystkim za darmo KOMPLETÓW paryskiej „Kultury” i „Zeszytów Historycznych”.
Coś, za co niegdyś ludzie siedzieli w więzieniach, jest dziś powszechnie dostępne. Czytając, więcej możemy zrozumieć – a, co więcej, nie trzeba szukać w bibliotekach numerów, których czasem po prostu nie ma… Przekonajmy się, jakie ożywcze myśli – i wówczas, i dzisiaj! – płyną z tych stronic, często prowokując do sprzeciwu, a zawsze: do zastanowienia się, oderwania od jałowych, płytkich, taktycznych sporów. „Kultura” przypomina, że nie można popadać w samozadowolenie, że zawsze potrzebne jest szersze spojrzenie, że postawa „siedźmy cicho, może nas nie zauważą” prowadzi najpierw do niewoli wewnętrznej, a później – zewnętrznej. Jesteśmy odpowiedzialni za siebie, jesteśmy odpowiedzialni za świat.
Pamiętajmy o tym dzisiaj. Mówimy o Ukrainie – a nie zauważamy, że tak naprawdę nic nie robimy. A to, co się dzieje na Ukrainie, dotyczy bezpośrednio i naszej wolności.
Zapraszam na portal „Kultury” – i w celach archiwalnych, edytorskich, naukowych – ale także i publicystycznych. To ciąg dalszy „promieniowania” tych – prometejskich – idei. Na portalu znajdują się też blogi; będę prowadził jeden z nich, pokazując relacje Polaków z kraju z „Kulturą”; tytuł bloga to cytat ze sformułowania, jakim SB określała „Kulturę”: „ośrodek dywersji ideologicznej”.
Blog niniejszy oczywiście pozostaje nadal – jako blog edytorski, na którym będę informował także o wpisach dokonywanych gościnnie na portalu „Kultury”. Jestem bardzo wdzięczny redakcji portalu za ten zaszczyt, będący zobowiązaniem.
Zaiste, takiej dywersji, jaką dawała „Kultura”, skłaniającej do krytycznego myślenia, zawsze trzeba!
W Warszawie można wybierać projekty, zgłoszone przez mieszkańców w ramach tzw. budżetu partycypacyjnego. (Na marginesie: zastanawiam się, od kogo pochodzi do niezgrabne określenie; wcześniej mówiono po prostu, ładnie i czytelnie, o budżecie obywatelskim). Niezależnie jednak od określania tego w języku urzędowym – warto wziąć udział w głosowaniu, przyjrzeć się projektom (a może w przyszłości zgłosić kolejne samemu?) – i zagłosować na te, które najbardziej nam odpowiadają
Zwracam uwagę, że jest bardzo dużo projektów, zgłaszanych przez biblioteki (które mają coraz mniej funduszy na zakup nowych książek), szkoły (które… itd.), przedszkola – instytucje kulturalne i edukacyjne. Osobiście namawiam Państwa do poparcia przede wszystkim takich właśnie projektów.
Warszawa nie jest pionierem w tworzeniu budżetu obywatelskiego, dobrze jednak, że w końcu jest taka możliwość – i oby podobnie było w innych miejscach.
Jadąc ostatnio nowym pociągiem metra – pewnej niemieckiej firmy, które ostatnio często się psuły – poczułem, że coś się nie zgadza. Jakoś czysto, ascetycznie… Dopiero po chwili zauważyłem: absolutny brak reklam; same ogłoszenia urzędowe. Jak miło, tak, jak kiedyś…
Jeżeli ktoś zatęskni do czasów, kiedy miasta nie było obwieszone płachtami reklam, atakującymi zewsząd; jeśli komuś marzy się powrót do przeszłości, w której podręcznik do klas pierwszych był Elementarzem Falskiego… to zapraszam w taką podróż w czasie na wystawie internetowej List 34 pół wieku później. Archeologia pamięci.
Zobaczymy, że był to czas, kiedy tam, gdzie dziś stoją galerie handlowe – pasły się krowy. Czas, kiedy największa korporacja w kraju miała siedzibę przy ulicy Rakowieckiej, naprzeciwko aresztu, stanowiącego jej filię. To czas, kiedy protest przeciwko polityce rządu wymagał żmudnego zbierania podpisów: nie było smartfonów, internetu, trzeba było wydeptywać chodniki.
Tęsknota do przeszłości to tęsknota za dzieciństwem i młodością: ale jak było naprawdę?… Serdecznie zapraszam:
http://list34.muzeumliteratury.pl/
Po wprowadzeniu stanu wojennego w ramach kampanii propagandowej władze PRL rozpowszechniały m.in. plakat „Z pnia narodowej zdrady”. To bardzo plastyczna wizja: drzewo, którego pniem jest – oczywiście: Targowica – zaś gałęzie są symbolem szczególnie znienawidzonych wówczas w PRL przeciwników – zarówno działaczy opozycji, którym udało się uniknąć zatrzymania i prowadzili działalność w podziemiu (Zbigniew Bujak, Józef Pinior, Mirosław Chojecki, Seweryn Blumsztajn, Bohdan Cywiński, czy Zygmunt Przetakiewicz i Zdzisław Najder), ambasadorów PRL, którzy po wprowadzeniu stanu wojennego (jak dziś wiemy – nielegalnym nawet wg ówczesnego prawa) poprosili o azyl na Zachodzie (Romuald Spasowski, Zdzisław Rurarz).
Na gałęziach drzewa znalazły się też nazwiska Gustawa Herlinga-Grudzińskiego i Jerzego Giedroycia.
Dziś patrzymy na tę propagandę czy to z przerażeniem, czy z ironią. Jerzego Giedroycia na pewno ubawiłby jednak fakt, że w Le Mesnil le Roi, w siedzibie „Kultury”, rośnie drzewo, którego kształt… Zobaczmy sami:
(źródło plakatu: http://www.artinfo.pl/?lng=1&lngcode=pl&pid=catalogs&sp=auction&id=1133&id2=174222&cur=1&sl=20&sdisp=1)
Pamiętajmy o roli „Kultury” i szkole myślenia, która jest tak bardzo potrzebna. Dziedzictwo „Kultury” upowszechnia Stowarzyszenie Instytut Literacki Kultura.